Newsy

Kompap chce korzystać na europejskim popycie na polską poligrafię. Liczy na dwucyfrowy wzrost wyników

2016-05-19  |  06:52

Kompap, właściciel dwóch zakładów poligraficznych, zwiększył w ubiegłym roku przychody o 11,2 proc, a zysk operacyjny o dwie trzecie. W tym roku również liczy na dwucyfrowe wzrosty. Mimo spadku czytelnictwa firma pokłada nadzieję w rosnącym eksporcie, gdyż europejskie firmy z powodu słabego euro wolą drukować w Polsce niż np. w Chinach.

– Nasze plany na ten rok są pokłosiem 2015 roku, który był bardzo dobry. Mieliśmy ponad 62 mln zł przychodu przy 56 mln zł w roku poprzednim, zysk na działalności podstawowej wyniósł 6,9 mln zł – mówi Waldemar Lipka, prezes zarządu firmy Kompap. – W związku z tym trudno, żeby w 2016 roku te wyniki były gorsze. Wręcz przeciwnie, uważamy, że się poprawią. Zarząd prognozuje dwucyfrowy wzrost wyników.

W 2015 roku Kompap miał 62,55 mln zł przychodów wobec 56,26 mln zł rok wcześniej. Zysk operacyjny sięgnął 6,91 mln zł, o 2,75 mln zł więcej niż rok wcześniej. Na czysto grupa zarobiła 4,73 mln zł w porównaniu z 1,94 mln zł w 2014 roku.

– Koncentrujemy się na poligrafii dziełowej, czyli na druku książek. Słyszymy dużo na rynku, że mało się czyta. My tego nie odczuwamy, przede wszystkim dlatego, że eksport nas ratuje. Kompap jest właścicielem dwóch drukarni: Olsztyńskich Zakładów Graficznych i Białostockich Zakładów Graficznych – wymienia Waldemar Lipka.

Zwłaszcza zakłady w Olsztynie ukierunkowane są w dużym stopniu na produkcję eksportową, w szczególności do Skandynawii, ale także na rynki krajów Beneluksu, Wielkiej Brytanii czy Francji. Łącznie firma eksportuje gotowe wyroby – książki czy czasopisma – do 20 krajów. Obecny udział eksportu w Olsztynie szacowany jest na 20–30 proc. Rośnie on także w przypadku zakładów w Białymstoku.

– Pięć lat temu praktycznie nie eksportowaliśmy, a w 2014 eksport wyniósł 10 proc., w 2015 roku – kilkanaście procent. Myślę, że osiągniemy poziom 20–25 proc. Wielu wydawców z zagranicy, którzy wcześniej drukowali książki w Chinach, drukuje teraz w Europie i Polska jest beneficjentem – zauważa prezes Kompapu. – Wynika to z różnicy między dolarem a euro. Wynosi ona tylko 10 proc., jak wiemy, a było 25. W związku z tym wielu wydawców uważa za opłacalne drukowanie w Europie, w tym w Polsce, i my jesteśmy beneficjentem tych rozwiązań.

Jeszcze dwa lata temu za jedno euro trzeba było płacić 1,40 dolara. Obecnie jest to 1,14 dolara, a w związku z luźną polityką Europejskiego Banku Centralnego i powolnym (choć coraz ostrożniejszym) zacieśnianiem polityki pieniężnej przez Fed rynki spodziewają się dalszego umocnienia dolara wobec euro. To będzie faworyzowało firmy, które rozliczają się w euro, a nie w dolarze.

– Byliśmy w tym roku w Londynie i widać, że Polska jest już bardzo poważnie postrzegana jako gracz na rynku druku dziełowego. Nie będziemy szukali nowych rynków, a chcemy zagospodarować i dobrze zakorzenić się na rynkach dotychczasowych. Najważniejszym rynkiem jest Skandynawia, następnie jest rynek Wielkiej Brytanii, we Francji również mamy już kilkunastu wydawców, którzy drukują bezpośrednio w naszych drukarniach – podkreśla.

Czytaj także