Mówi: | Adrian Apanel |
Funkcja: | zarządzający funduszami akcji i depozytowym |
Firma: | MM Prime TFI |
MM Prime TFI: Indeksy na zachodnich giełdach powinny rosnąć, gdy inwestorzy zaczną kupować przecenione akcje chińskich spółek
Narastający w Chinach kryzys nie powinien uderzyć w polską gospodarkę. Bardziej ucierpią kraje wysoko rozwinięte, które mają szerokie kontakty z firmami Państwa Środka. Na dłuższą metę jednak ich problemy powinny zostać rozwiązane przez zdecydowane działania, jakie podejmą zarówno władze chińskie, jak i Europejski Bank Centralny. Adrian Apanel z MM Prime TFI uważa, że najlepiej można będzie zarobić na akcjach spółek, które tanieją w związku z problemami Chin.
Chińska gospodarka, która przed dekadą rosła o kilkanaście proc. rocznie, rozwija się coraz wolniej. W tym roku ekonomiści szacują, że tamtejsze PKB wzrośnie o mniej niż 7 proc. W sierpniu, jak przyznały chińskie władze, eksport tego kraju spadł o ponad 5 proc., a import o blisko 14 proc. Pęknięcie bańki inwestycyjnej na giełdzie w Szanghaju pociągnęło w dół indeksy głównych giełd. Od połowy lipca niemiecki DAX stracił ponad 18 proc. (co prawda w ostatnich dniach pomógł mu też Volkswagen), a amerykański Dow Jones 10 proc.
– W przypadku indeksów światowych mamy do czynienia ze spowolnieniem gospodarczym w Chinach, które pokazało nam na przestrzeni ostatnich tygodni, jak bardzo istotne będzie przełożenie tego, co się dzieje w Chinach, na wszystkie giełdy światowe – tłumaczy w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Inwestor Adrian Apanel, zarządzający funduszami akcji i depozytowym MM Prime TFI. – Zarówno spółki krajów rozwiniętych w Europie, jak i spółki amerykańskie bardzo dotkliwie zostały potraktowane właśnie przez to, co działo się w Chinach. To powolne pękanie bańki, które zostało już zapoczątkowane w połowie roku, sprawia, że pojawiło się ryzyko związane z inwestycjami, nawet w takich krajach, jak Niemcy, Francja czy Stany Zjednoczone.
W tym czasie polski indeks WIG20 stracił 10,1 proc. Zdaniem analityków jednak przyczyn słabych notowań polskich spółek poszukiwać można raczej na miejscu niż w Azji. Polskie akcje tanieją z powodu wyborczej niepewności na scenie politycznej. Po głosowaniu sytuacja powinna się ustabilizować i bez względu na sytuację w Chinach polskie akcje powinny zacząć odrabiać straty.
– Wydaje się, że Polska była trochę na uboczu, nasza gospodarka nie jest tak mocno związana z gospodarką chińską jak gospodarka amerykańska, niemiecka czy francuska – podkreśla Adrian Apanel. – Natomiast wydaje mi się, że w pewnym momencie, kiedy już te spadki zostaną wytracone, jeżeli dodatkowy stymulus, takie dodatkowe czynniki, na które liczę, że rząd chiński wprowadzi do gospodarki, sprawi, że te spółki, które zostały mocno przecenione, powoli powrócą do łask inwestorów, to również rynki krajów takich jak Polska będą beneficjentami tych wzrostów.
Obecne spadki na światowych giełdach oznaczają jednak, że tam można oczekiwać najpoważniejszego odbicia w wyniku działań interwencyjnych, które przy wytraceniu potencjału spadkowego na giełdzie w Chinach mogą spowodować, że głównie spółki niemieckie, francuskie, hiszpańskie i włoskie będą ponownie rosły. Dodatkowo wesprzeć je może EBC.
– Mamy tutaj przed sobą potencjalne dodrukowanie pieniądza w strefie euro, drugą fazę luzowania ilościowego, o którym powoli zaczyna się spekulować – mówi zarządzający funduszami akcji i depozytowym MM Prime TFI. – Na chwilę obecną prezes Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi zapewnia, że przygląda się sytuacji na rynkach światowych, gospodarce chińskiej i presji deflacyjnej w Europie. Wydaje się, że kwestia zwiększenia tego programu QE w Europie, tego programu luzowania ilościowego, to kwestia dodatkowych stymulantów, ona może powrócić w kolejnym roku i z tego również korzystać będą spółki małe i średnie w rozwiniętych krajach Europy.
Obecnie europejska gospodarka zmaga się z niską inflacją, a niekiedy wręcz deflacją. Mimo realizowania programu QE, czyli skupu obligacji państw członkowskich strefy euro przez Europejski Bank Centralny, ceny nie zaczęły rosnąć, a we wrześniu nawet spadły o 0,1 proc. W tej sytuacji analitycy oczekują kontynuacji programu skupu obligacji, zwanego luzowaniem ilościowym. Dalsze pompowanie pieniędzy w rynek oznaczałoby ożywienie na europejskich giełdach.
– Wydaje mi się, że będziemy na pewno zwracać uwagę nie tylko na sytuację na rynkach globalnych, lecz także na presję inflacyjną, a w tym momencie na środowisko deflacyjne w Europie, które niestety się pogłębia – podkreśla Adrian Apanel z MM Prime TFI. – Wydaje się, że to, co zostało zrobione do tej pory, czyli ta pierwsza faza programu QE, nie jest wystarczające i to na pewno będzie to miało wpływ na decyzje Europejskiego Banku Centralnego. Jeżeli inflacja nie będzie wracała do strefy euro, jeżeli nadal te wskaźniki aktywności gospodarczej będą na niskich poziomach, to możemy liczyć na poszerzenie tego programu w roku kolejnym.
Czytaj także
- 2024-12-18: Inżynierowie z Warszawy pracują nad innowacjami dla całej Grupy Orange. Ich specjalności to AI i cyberbezpieczeństwo
- 2024-12-06: R. Metsola: Polska ma bardzo dobrą pozycję do bycia liderem UE na następne pół roku. Bezpieczeństwo w centrum uwagi prezydencji
- 2024-12-02: Wzmocniona ochrona ponad 1,2 mln ha lasów. Część zostanie wyłączona z pozyskiwania drewna
- 2024-12-16: Pierwsze lasy społeczne wokół sześciu dużych miast. Trwają prace nad ustaleniem zasad ich funkcjonowania
- 2024-12-03: Konkurencyjność UE priorytetem nowej Komisji Europejskiej. Wśród barier do eliminacji nadmierna biurokracja
- 2024-11-28: 1 grudnia nowa Komisja Europejska rozpoczyna prace. W składzie pierwszy raz komisarze ds. mieszkalnictwa oraz obronności
- 2024-12-10: Europosłowie PiS: Europa traci na konkurencyjności. Potrzeba redefinicji polityki klimatycznej
- 2024-11-28: Jedna na trzy kobiety w UE doznała w życiu przemocy. Apele o bardziej zdecydowaną walkę z tym zjawiskiem
- 2024-11-27: Tylko co trzecia firma wdraża zasady zrównoważonego rozwoju. Mniejsze przedsiębiorstwa potrzebują wsparcia w tym procesie
- 2024-12-09: Firmy nie znają korzyści z wdrażania zrównoważonego rozwoju. Swój ślad węglowy mierzy tylko co piąta firma