Newsy

P. Bielski (BZ WBK): Dopóki nie wyjaśni się sprawa przyszłości OFE, dopóty nie ma co liczyć na wzrosty na GPW

2016-06-28  |  07:00

Przejęcie pozostałych środków z otwartych funduszy emerytalnych przez rząd spowoduje mocną przecenę na GPW – uważa Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK. Dlatego ani inwestorzy zagraniczni, ani polscy indywidualni, choć mają w kieszeniach więcej pieniędzy, nie ruszą masowo po zakupy na warszawską giełdę, dopóki nie zniknie ryzyko związane z możliwą nacjonalizacją OFE.

– Niestety, nad giełdą wisi ogromna niepewność dotycząca przyszłości OFE i dopóki ta niepewność nie zostanie rozwiana, dopóty trudno liczyć na wyraźną poprawę koniunktury na polskiej giełdzie – mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK. – Z jednej strony wzrost gospodarczy nie jest najgorszy. Mamy kolejny rok, w którym tempo wzrostu gospodarczego będzie przekraczało 3 proc., ale trudno jest zachęcić inwestorów międzynarodowych do wchodzenia na polską giełdę, biorąc pod uwagę to, że jednak spore jest ryzyko, że rząd uzna za stosowne próbę zagospodarowania czy przejęcia funduszy emerytalnych, a to by oznaczało jednak mocną przecenę.

W lutym 2014 roku poprzedni rząd przejął, transferując do ZUS, ponad 150 mld zł środków zgromadzonych w OFE w obligacjach i zakazał PTE inwestowanie w nie. Nieco ponad 2,5 mln ubezpieczonych (z niemal 16,7 mln ogółem) zdecydowało się przed dwoma laty na pozostanie w OFE. To oznacza, że do funduszy trafia 2,3 proc. ich zarobków. Przed majem 2011 roku było to 7,3 proc. Obecnie w otwartych funduszach emerytalnych znajduje się niemal drugie tyle pieniędzy, ok. 140 mld zł.

Nowemu rządowi pieniądze te także by się przydały. Najpierw mówiono o wsparciu nimi programu „Rodzina 500 plus” po 2016 roku, bo budżet na 2017 rok może się nie dopiąć. Program kosztuje 22–23 mld zł rocznie. Postulowano też utworzenie jednej rządowej agencji, która zarządzałaby wszystkimi OFE, co likwidowałoby konkurencję i w praktyce oznaczało nacjonalizację. Najnowszy pomysł to sfinansowanie za pomocą środków na emerytury tzw. repolonizacji banków, czyli odkupu tych banków, które są na sprzedaż, z rąk zagranicznych instytucji.

– To ryzyko mocnej przeceny jest w tej chwili wpisane w to, co się dzieje na giełdzie, i będzie ograniczało potencjał do dalszych wzrostów – mówi Bielski. – Z kolei inwestorzy indywidualni potencjalnie mogliby tę giełdę rozruszać, bo jednak pieniędzy mają coraz więcej, mają wysokie dochody z pracy, teraz będą mieli dodatkowe pieniądze w postaci „Rodziny 500 plus” i tutaj jest potencjał do tego, żeby tę giełdę rozruszać.

Od marca 2015 roku przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w przedsiębiorstwach nie spadło poniżej 4 tys. zł. Ostatni odczyt za kwiecień 2016 r. wyniósł 4313,57 zł. Tymczasem ceny dóbr i usług konsumpcyjnych spadają od połowy 2014 roku, czyli już niemal od dwóch lat. Według szybkiego szacunku GUS w maju deflacja wyniosła 1 proc. rok do roku. To oznacza jednoczesny wpływ wyższych dochodów i niższych wydatków na kieszenie Polaków. Do tego dochodzą wpływy z programu „Rodzina 500 plus”. Ekonomista BZ WBK wątpi jednak, czy większe środki, jakimi dysponują konsumenci, zostaną zainwestowane w akcje spółek na GPW.

– Trochę nie wierzę w to, że inwestorzy masowo ruszą na giełdę, dopóki istnieje ryzyko tego, że zmiany w funduszach emerytalnych mogą przybrać taki charakter, który mógłby spowodować gwałtowne przewartościowanie cen akcji – uważa Piotr Bielski. – Więc dopóki niepewność związana z OFE nie zniknie, dopóty raczej nie liczyłbym na to, że na giełdzie będziemy mieli jakieś poważne wzrosty cen akcji.

W lutym i marcu tego roku WIG20 rósł, ale nawet w najwyższym punkcie z przełomu marca i kwietnia ledwie wyrównał poziom z listopada 2015 roku. Od pierwszej tury wyborów prezydenckich w ubiegłym roku, gdy indeksy po niemal czteroletnim trendzie bocznym zaczęły spadać, WIG20 stracił niemal 30 proc. Indeks szerokiego rynku WIG odnotował prawie 20-proc. stratę.

Czytaj także