Newsy

Ł. Bugaj: Listopad będzie na rynkach akcji słabszy niż zazwyczaj. Poprawa spodziewana na przełomie roku, o ile wygra Clinton

2016-11-04  |  07:00

Wyborcze listopady są gorsze dla indeksów giełdowych niż te same miesiące w latach bez wyborów, wynika z analizy DM BOŚ. To, jak będą sobie radziły akcje w następnych tygodniach, uzależnione jest od wyniku wyborów w USA. Jeśli wygra Donald Trump, nie ma co liczyć na poprawę. Odbije się to także na rynkach wschodzących.

– Na koniec tego roku, a także równocześnie na początek przyszłego roku duży wpływ na klimat inwestycyjny mogą mieć wybory w Stanach Zjednoczonych. Zrobiliśmy badanie na podstawie danych historycznych, jak wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wpływają na rynek kapitałowy – mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Łukasz Bugaj, analityk DM BOŚ. – Rynek dosyć dobrze dyskontuje przyszłość, czyli już przed wyborami widać ich wpływ, a mianowicie wtedy, kiedy oczekiwania rosną na zwycięstwo kandydata obecnie rządzącego obozu. Rynek w stosunku do Hillary Clinton zachowuje się lepiej niż w przypadku rosnących szans oponenta, czyli Donalda Trumpa.

Po piątkowej informacji o wznowieniu śledztwa w sprawie e-maili wysyłanych przez Hillary Clinton z prywatnego konta i opublikowaniu sondażu wskazującego na jednopunktową przewagę kandydata republikanów rynki zanotowały spadek. S&P 500 spadł poniżej 2100 pkt i jest na najlepszej drodze do ustanowienia najdłuższej serii spadkowych sesji od ośmiu lat. Za to tzw. indeks strachu (VIX) zyskał od tej pory 22 proc.

– Szczególnie interesujące jest to, co się dzieje już po wyborach – zauważa Łukasz Bugaj. – Okres listopada generalnie jest całkiem korzystny na rynku kapitałowym, natomiast ten listopad wyborczy wygląda już słabiej pod tym względem i nawet w przypadku zwycięstwa kandydata obecnie rządzącej partii rynek nie zachowuje się szczególnie silnie. Dopiero w grudniu i na początku kolejnego roku widać powrót sezonowego, lepszego zachowania, czyli mówimy tutaj o tym tradycyjnym rajdzie Świętego Mikołaja oraz tzw. efekcie stycznia.

Na wzrosty na przełomie roku można jednak liczyć tylko w wypadku zwycięstwa Hillary Clinton, która jako kontynuatorka działań Baracka Obamy odbierana jest przez rynki jako osoba gwarantująca utrzymanie status quo oraz przewidywalna. Lubiący szokować Donald Trump, który dodatkowo jako reprezentant opcji przeciwnej do tej, która rządziła przez ostatnie osiem lat, będzie wprowadzał zmiany, nie zachęci inwestorów do inwestowania w akcje czy aktywa rynków wschodzących i raczej powoduje ich ucieczkę od ryzyka.

– Zatem jeżeli chodzi o koniec tego roku, czyli grudzień oraz styczeń, to ja bym musiał wskazać na wynik wyborów, ponieważ w przypadku zwycięstwa Donalda Trumpa dane historyczne przynajmniej tak wskazują, że grudzień i styczeń wyglądać będą dosyć słabo. Przeważnie notowane są spadki i to oczywiście by również pogorszyło nastroje generalnie na świecie, w tym na rynkach wschodzących – podkreśla Bugaj.

Przestrzega też przed optymizmem płynącym z szybkiego otrząśnięcia się rynków z szoku wywołanego wynikiem referendum w Wielkiej Brytanii w czerwcu. Wówczas po chwilowym spadku indeksów nastąpiło odbicie, a S&P 500 bił kolejne rekordy wszech czasów. Niemal tak samo było z londyńskim indeksem FTSE 100 (do rekordu zabrakło niewiele) czy niemieckim DAX-em, który wprawdzie szczytów z ubiegłego roku nie pobił, ale najwyższy tegoroczny poziom osiągnął w październiku.

– Niektórzy mogą mówić, że to może być podobne do brexitu, kiedy był taki strach na początku, a potem lepsze zachowanie, ale brexit to jest zupełnie coś innego, ponieważ brexit się nie wydarzył i nie wiemy, kiedy się wydarzy – mówi analityk DM BOŚ. – Natomiast nowy prezydent zostanie zaprzysiężony w styczniu przyszłego roku, czyli te wydarzenia szybciej następują po sobie i to jest realna zmiana władzy już na początku przyszłego roku, więc te ewentualne perturbacje będą postępowały zdecydowanie szybciej niż w przypadku brexitu, kiedy de facto to była tylko jedna gorsza sesja.

W czwartek brytyjski Wysoki Trybunał orzekł, że do rozpoczęcia procesu wyjścia z Unii Europejskiej brytyjski rząd potrzebuje zgody parlamentu, co opóźni cały proces i praktycznie uniemożliwi przeprowadzenie go w zapowiadanym przez Theresę May terminie, tzn. do końca I kw. 2019 r. Wprawdzie władze w Londynie zamierzają się odwołać od wyroku Trybunału (efekt będzie znany prawdopodobnie 7 grudnia), nie wiadomo jednak, z jakim skutkiem ani czy nawet w razie uwzględnienia skargi uda się zdążyć to zrobić w zaplanowanym terminie.

Czytaj także