Newsy

Udostępnianie swojej własności za pieniądze coraz powszechniejsze. Rozwiązania prawne nie zawsze nadążają za zmieniającą się rzeczywistością

2014-09-29  |  07:00

Ekonomia dzielona, czyli wzajemne pożyczanie sobie różnych przedmiotów i usług odpłatnie lub nie, dzięki dostępnej technologii rozwija się na niespotykaną dotąd skalę. Rynek ten w USA wart jest obecnie 26 mld dolarów rocznie. Przejazdy samochodowe bez korporacji taksówkowych i krótkoterminowy wynajem mieszkań bez potrzeby korzystania z hotelu to sztandarowe przykłady masowych i globalnych już usług, z których może skorzystać w praktyce niemal każdy konsument na świecie. Pojawiają się jednak wątpliwości, czy są one zgodne z prawem.

Ekonomia dzielona sprowadza się do tego, że ktoś dzieli się tym, co ma, poprzez wymianę albo bezpłatne lub płatne użyczenie – mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Piotr Sacha, prezes zarządu iParkomat. – To przeciwieństwo posiadania rzeczy na własność.

W ekonomii dzielonej (sharing economy) ważniejsza od posiadania na wyłączność jest możliwości korzystania z danego przedmiotu i czerpania z niego wartości użytkowej.

Przykładowo, jeśli ma wiertarkę i dotychczas czasami pożyczałem ją sąsiadowi na zasadzie dobrosąsiedzkiej pomocy, to teraz mogę ją wystawić do internetu i ogłosić, że chętnie się nią podzielę za opłatą. Przecież używam wiertarki średnio raz do roku, a przez resztę czasu ten sprzęt jest bezużyteczny – wyjaśnia Sacha. – Mogę ze swoich rzeczy uczynić aktywa i na nich zarabiać. Dochodzi do tego, że każdy konsument, który ma coś użytecznego i jest gotowy się tym podzielić, staje się swego rodzaju mikroprzedsiębiorcą. Z drugiej strony po co kupować na własność coś, czego na co dzień nie potrzebuję, skoro mogę to na chwilę wypożyczyć?

Według szacunków przeciętny Amerykanin ma 300 przedmiotów, z których używa codziennie 200, a pozostałą setką może się podzielić. To ogromny potencjał dla sharing economy.

Ekonomia dzielona to swego rodzaju rewolucja – mówi Sacha. – Te usługi tak się rozprzestrzeniają, że rynek ten w USA już w 2012 r. był wart 26 mld dolarów – mówi Sacha. – Kluczową rolę na tym rynku odgrywa technologia internetową, która umożliwia szybki i bezpośredni kontakt pomiędzy osobami na całym świecie. Efektem takiego działania są ogromne globalne serwisy, takie jak amerykańskie Airbnb, Uber czy francuski BlaBlaCar.

Airbnb to platforma umożliwiająca upublicznianie ofert i wynajem przez internet miejsc na całym świecie. Jak podaje Airbnb.pl obecnie jest na niej dostępnych ponad 800 tysięcy ofert w 190 krajach, a liczba zarejestrowanych osób przekracza 17 mln. Siedziba firmy mieści się w San Francisco.

Niedawno w Polsce zaistniała także inna charakterystyczna dla ekonomii dzielonej firma – Uber, również rodem z San Francisco, oferująca aplikacje na telefon i umożliwiająca kontaktowanie się z kierowcami niekoniecznie zrzeszonymi w korporacjach taksówkarskich po to, by umówić się na przejazd samochodem. W sierpniu sąd w Niemczech nakazał firmie zaniechanie działalności w tym kraju, ostatecznie jednak pozwolono jej działać. aż do czasu ogłoszenia ostatecznego wyroku sądu, co ma nastąpić jeszcze w tym roku.

Obecnie Airbnb i Uber mają problemy prawne w niektórych krajach świata – mówi Sacha. –. Prawo ze swojej natury jest retroaktywne i czas pokaże, czy i kiedy nadąży ono za masowym trendem ekonomii dzielonej.

Czytaj także