Newsy

Tania miedź nie zwiastuje problemów światowej gospodarki. Nie przemysł, lecz inwestorzy wpływają na ceny

2015-01-07  |  09:00

Miedź na światowych rynkach jest bardzo tania. Jej ceny są tak niskie jak cztery lata temu. Według części analityków zwiastuje to kłopoty światowej gospodarki. Praktycy jednak przestrzegają przed przecenianiem tego wskaźnika.

Ceny miedzi na giełdzie w Londynie (LME) nie przekraczają dziś 6,3 tys. dolarów za tonę. Podobnie wyceniano ten surowiec na początku dekady. Rok później za tonę miedzi płacono już ponad 9 tys. dolarów. Obecne spadki wiązane są ze słabnącą kondycją gospodarki chińskiej. Coraz wolniejsze tempo rozwoju potwierdziły w Nowy Rok kolejne dane z sektora produkcyjnego, gdzie indeks PMI spadł w grudniu do 50,1 pkt z 50,3 pkt w listopadzie. Miedź traktowana jest – zwłaszcza przez ekonomistów – jak papierek lakmusowy świadczący o kondycji światowego przemysłu. Wychodzą oni z założenia, że rozwijająca się gospodarka potrzebuje coraz więcej miedzi, co powoduje wzrost cen. Praktycy rynku powoli dystansują się jednak od tego poglądu.

– Kilka lat temu rzeczywiście potwierdziłbym taką tezę, dzisiaj jestem o wiele bardziej ostrożny – mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Piotr Szeliga, prezes zarządu Grupy Boryszew. – Spotkałem się ze statystykami, że mniej więcej 8 proc. wartości transakcji zawieranych na LME jest związanych z rzeczywistym obrotem między kupującymi i produkującymi metal. Pozostałe transakcje to zwykłe transakcje finansowe, więc nie wyciągałbym żadnych wniosków dla gospodarki z tego, ile kosztuje miedź czy jakikolwiek inny metal.

Grupa Boryszew, jeden z europejskich liderów w produkcji części dla przemysłu motoryzacyjnego, jest też czołowym polskim przetwórcą miedzi. Jej spółka zależna, Hutmen, produkuje półfabrykaty z tego surowca, m.in. rury, pręty i płaskowniki miedziane. Paradoksalnie, niższe ceny surowca są dla spółki raczej korzystne.

– Wbrew powszechnym opiniom my jako przetwórcy metali nie jesteśmy tak mocno uzależnieni od cen surowców, jak powszechnie się przyjmuje – zwraca uwagę Piotr Szeliga. – Jako przetwórca zarabiamy na marży na przetwórstwie, a nie na cenie. Aspekt cen metali jest dla nas w dużej mierze obojętny. Im niższe ceny metali, tym mniej kapitału obrotowego wymaga realizacja sprzedaży, a zyski mamy podobne.

Dla Boryszewa znacznie ważniejszy od rynku surowcowego jest rynek walutowy. I jak każdy eksporter spółka kibicuje osłabianiu rodzimej waluty. Im niższe notowania złotego, tym jej zyski ze sprzedaży towarów za granicą są wyższe.

– Dla nas najważniejsza jest relacja euro-złoty, w tej walucie, w euro mamy zdecydowanie większą część sprzedaży – podkreśla zarządu Grupy Boryszew. – Natomiast są rynki, na przykład ołowiowy, gdzie rzeczywiście ceny w większości są wyrażane w dolarach i tutaj się oczywiście cieszymy. Im słabszy złoty, tym większy potencjał dla naszych zysków.

Na walutowym rynku dominuje przekonanie, że dolar będzie się wzmacniał. Amerykańska gospodarka ma się coraz lepiej i wiele wskazuje na to, że tamtejsze stopy procentowe będą w przyszłym roku podniesione. Natomiast w strefie euro oczekuje się uruchomienia przez EBC programu pomocowego dla gospodarek, które to przekonanie w wywiadzie opublikowanym już w 2015 roku w Handelsblatt wzmocnił Mario Draghi, prezes EBC. Powiedział on, że dziś potrzeba działania w celu utrzymania stabilności cen jest większa, niż wydawało się to pół roku temu. Odczyt PMI za grudzień dla strefy euro jest wprawdzie wciąż powyżej 50 pkt (50,6 pkt), ale to wynik słabszy od prognoz (50,8 pkt). Z kolei w środę, 7 stycznia, opublikowane zostaną dane o inflacji, która w tym obszarze – zdaniem analityków – może się okazać zerowa. Wobec spodziewanych działań euro więc powinno się osłabiać. Jednak na dłuższą metę raczej nie w relacji do złotego, a sama kocówka grudnia przyniosła nawet osłabienie polskiej waluty do euro (4,30 za euro), choć przez cały rok był to poziom o 5-15 gr niższy.

– Euro cały czas oscyluje między 4,15-4,25 i nie widzę obaw, żeby miało się jakoś istotnie osłabić – ocenia prezes Piotr Szeliga z Grupy Boryszew. – Uważam, że dopóki nie przebijemy 4 zł, to grupa jest bezpieczna, ze wszystkimi możliwościami rozwoju i zwiększania sprzedaży.

Czytaj także