Newsy

Producenci trzody chlewnej tracą na barierach eksportowych. Hodowla przestaje być opłacalna

2016-04-28  |  06:10

Spada produkcja trzody chlewnej w Polsce. Branża rolnicza czeka na zniesienie niektórych barier i uzyskanie przez część regionów w Polsce statusu wolnych od choroby Aujeszkiego. Tylko to pozwoli na eksportowanie żywych świń do krajów unijnych. Obecnie Polska, jako kraj, w którym choroba ta występuje, nie może eksportować ich do innych państw Unii Europejskiej. Tracą na tym rolnicy, którzy przez konieczność przeprowadzenia badań ponoszą dodatkowe koszty i coraz częściej rezygnują z produkcji.

Polska jest obecnie krajem mało konkurencyjnym pod względem produkcji trzody chlewnej, przede wszystkim ze względu na duże rozdrobnienie. Lochy produkowane są w ok. 200 tys. gospodarstw, średnio na jedno przypada nieco ponad 5 loch. W Niemczech jest ich ok. 200.

– Aby produkcja była rentowna, trzeba mieć ok. 400 loch w stadzie. Wówczas jesteśmy w stanie wyprodukować tygodniowo 200 sztuk prosiąt i 200 sztuk tuczników. A to minimalna ilość handlowa, którą możemy sprzedać za zupełnie inne pieniądze niż drobną ilość skupowaną na tzw. skupach terenowych – przekonuje w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Janusz Wojtczak, prezes zarządu Inter-Agri.

Rynek trzody chlewnej nie ma za sobą najlepszych lat. Według opublikowanych przez GUS danych pogłowie świń w grudniu ubiegłego roku wyniosło blisko 10,6 mln sztuk. Pod koniec 2014 roku było to 11,3 mln sztuk, co oznacza 6-proc. spadek. Jak wskazuje Wojtczak, Inter-Agri mimo niekorzystnej koniunktury rozwijała się. Zaznacza jednak, że branża czeka na zmiany.

– Jest dużo barier, które należałoby zniwelować, żeby produkcja trzody chlewnej mogła się rozwijać. Jedną z nich jest wyrównanie statusu immunologicznego względem choroby Aujeszkiego, abyśmy mogli sprzedawać nasze zwierzęta do krajów unijnej piętnastki w taki sam sposób, jak one sprzedają do nas – podkreśla ekspert.

Wielu producentów w kraju ograniczyło wielkość stad lub likwiduje działalność. W dużej mierze to właśnie efekt choroby Aujeszkiego, czyli choroby wściekłych świń. Polska, jako kraj, w którym ta choroba występuje, nie może eksportować żywych zwierząt do innych państw Unii. Dane FAMMU/FAPA wskazują, że tylko w ubiegłym roku wartość eksportu zmniejszyła się o 48 proc. do 6,7 mln euro. 

– Z jednej strony do nas trafiają wielkie ilości, bo ponad 5,5 mln sztuk w 2015 roku z krajów Europy. Tymczasem my praktycznie nie możemy wyeksportować swoich zwierząt ze względu na status tej choroby – tłumaczy ekspert.

W 2008 roku, kiedy Polska przystępowała do programu zwalczania choroby Aujeszkiego u trzody chlewnej, wykryto ponad 3,1 tys. ognisk choroby. Obecnie szacuje się, że ponad 80 proc. kraju jest wolne od choroby. Jak podkreśla prezes Inter-Agri, program dostosowania do wymogów unijnych pod względem statusu choroby jest gotowy, branża wciąż jednak czeka na decyzję resortu rolnictwa.

– Jest ona potrzebna, aby zrównać nasz status z Europą. Na tych samych warunkach pracuje obecnie choćby Francja czy Włochy. Część kraju jest uwolniona i może handlować z całą Europą, a część, ta,  która jeszcze nie spełnia tych wymogów, nie może handlować – przekonuje prezes Wojtczak.

Branża liczy na to, że zmiany kadrowe w resorcie wpłyną na przyspieszenie tej decyzji. Kilka lat braku regulacji odbiło się negatywnie na rolnikach. Nie tylko średnia relacja cen mięsa wieprzowego do ceny paszy kształtuje się na najniższym poziomie od 2006 roku – spada cena żywca wieprzowego (obecnie średnio 3,49 zł za kg), lecz także koszt badań niezbędnych do przeprowadzenia, aby można było sprzedać zwierzę do krajów Unii sprawia, że hodowla przestaje się opłacać.

Aby sprzedać zwierzę do krajów piętnastki trzeba dwukrotnie przeprowadzić badanie, które dla jednego zwierzęcia kosztuje 170 zł. Dla porównania jedno prosię jest warte około 250 zł. Gdybyśmy więc chcieli zbadać każdą sztukę i ją wyeksportować, to musielibyśmy praktycznie dołożyć do kosztów produkcji prawie 50 proc. – wskazuje Janusz Wojtczak.

Czytaj także