Newsy

Bankructwo Argentyny nie będzie drugim Lehman Brothers. Kraj od 2001 r. jest praktycznie odcięty od rynków

2014-08-06  |  07:00

Władze Argentyny poszukują chętnych na zakup obligacji, które kraj przestał spłacać. Od 30 lipca jest w stanie niewypłacalności, bo władze nie zgodziły się na wykonanie wyroku sądu i zwrócenie 1,5 mld USD funduszom, nazywanym w Buenos Aires „sępami”. To już 8. bankructwo kraju w ostatnich 200 latach, dlatego rynki finansowe pozostają spokojne.

Argentyna ma teoretycznie niewielki problem, bo to jest niecałe 1,5 mld dolarów, naprawdę niewiele. W tej chwili mają oni również niewiele rezerw  około 15 mld. Ale nie w tym rzecz. Jeżeli oni zaspokoją zgodnie z wyrokiem sądu tych, których się nazywa sępami, te fundusze, które skupowały dług za bezcen, kiedy Argentyna się wywróciła, będą miały przebitkę około kilkanaście razy. Jeżeli oni im to zapłacą, to wtedy rzucą się na nich ci, którzy zgodzili się na dobrowolną redukcje długu, pójdą do sądu, a to może już grozić zwielokrotnieniem tej sumy – ocenia w rozmowie z agencją  informacyjną Newseria Inwestor Piotr Kuczyński, główny analityk Domu Inwestycyjnego Xelion.

Wyrok amerykańskiego sądu jest po myśli funduszy inwestycyjnych, posiadających 7 proc. z łącznej wartości wyemitowanych obligacji Argentyny, które w 2001 r. przestały być spłacane przez rząd w Buenos Aires. Kilkanaście lat temu 93 proc. wierzycieli Argentyny zgodziło się po negocjacjach na redukcję długu o 70 proc., czyli z każdego 1 USD wartości nominalnej otrzymali zaledwie 30 centów. Pozostałe 7 proc. wierzycieli nie chciało zaakceptować tak dużej straty i część z nich sprzedała obligacje funduszom hedgingowym, które kupiły je za bardzo niską cenę rynkową. Spadek ceny i wzrost rentowności odzwierciedlał wtedy niskie prawdopodobieństwo odzyskania zainwestowanych pieniędzy.

Ktoś, nie wiem za ile, za 100 mln dolarów, może za 150-200 mln, kupił obligacje warte 1,3 mld i tyle, wygrał proces, to się zdarza – komentuje Kuczyński.

Po wieloletniej batalii, sąd w USA uznał, że posiadacze obligacji mają prawo do otrzymania pełnej sumy, na jaką został zaciągnięty dług. Jednocześnie, by zagwarantować wykonanie wyroku, amerykański sąd zakazał obsługi pozostałych wierzycieli Argentyny, dopóki ta nie ureguluje zobowiązań wobec tych funduszy. W praktyce rząd w Buenos Aires stanął przed wyborem: spłacić w pełni część wierzycieli lub ogłosić niewypłacalność, wstrzymując wszelkie płatności, które – zgodnie z wyrokiem sądu – poszłyby na kontro funduszy. Jak dotąd Argentyna nie uregulowała płatności odsetkowych w wysokości 539 mln USD, wymagalnych 30 lipca, co oznacza formalnie niewypłacalność.

Dużo groźniejsze byłoby dla Argentyny, gdyby zapłaciła, bo wtedy ruszyłaby cała lawina pozwów, i tak zresztą może pójść. Sytuacja Argentyny jest niedobra, to nie ulega żadnej wątpliwości, jest wysoka inflacja, są problemy z zadłużeniem i rezerwami walutowymi. Ten kraj od wielu lat idzie w bardzo złym kierunku – ocenia główny analityk DI Xelion.

Z powodu zawieszenia obsługi długu agencja S&P obniżyła rating Argentyny do poziomu CCC-, czyli selektywnej niewypłacalności. Jest to najniższa ocena kredytowa ze wszystkich państw, dla których agencja S&P opracowuje ratingi. Agencja Fitch na razie utrzymuje rating CC, ma on jednak – podobnie jak w przypadku S&P – perspektywę negatywną. Prawdopodobieństwo bankructwa według wyceny CDS (credit-default swaps) – w tym wypadku rozumiane jako brak spłaty kolejnych wymagalnych obligacji – wzrosło do 18 proc. W przypadku sąsiedniej Brazylii jest to zaledwie 2,5 proc. – wynika z obliczeń analityków Deutsche Bank.

Przedstawiciele rządu Argentyny kontynuowali od początku tygodnia rozmowy z inwestorami w celu znalezienia chętnych do odkupienia obligacji, które kraj przestał spłacać. Porozumienie pozwoliłoby zakończyć stan niewypłacalności, który dodatkowo pogarsza już i tak trudną sytuację gospodarczą. Zdaniem Piotra Kuczyńskiego prezydent Argentyny Cristina Fernández de Kirchner popełniła błąd, nie próbując rozwiązać problemu w sposób polubowny.

Pewno najlepiej byłoby się z nimi po cichu dogadać przed procesem. Ale w tej chwili mówienie o czymś takim nie ma najmniejszego sensu, mleko się rozlało – uważa Piotr Kuczyński.

W pierwszym kwartale br. trzecia największa gospodarka Ameryki Łacińskiej skurczyła się o 0,2 proc. rok do roku i 0,8 proc. w stosunku do poprzedniego kwartału. To pierwszy spadek PKB od blisko dwóch lat. Według szacunków ekonomistów eksport zmalał o 6,4 proc. w ujęciu rocznym, a prywatna konsumpcja o 1,2 proc. Wzrosły za to wydatki rządowe o 3,4 proc., co jednak napędzało inflację i przez to prowadziło do dalszego osłabienia waluty. W pierwszym półroczu ceny mierzone indeksem CPI wzrosły o 15 proc. w porównaniu z pierwszymi 6 miesiącami 2013 r.

Problemy argentyńskiej gospodarki znajdują odzwierciedlenie w konsekwentnie słabnącym peso. W 2012 r. według oficjalnego kursu, za 1 USD płacono ok. 4,3 peso, obecnie jest to już ponad 8 peso. Według kursu czarnorynkowego waluta Argentyny jest jednak o wiele słabsza, bo w praktyce – według kursu oficjalnego – bardzo trudno jest dokonać transakcji międzynarodowych.

Niewypłacalność i pogarszająca się sytuacja gospodarcza Argentyny na razie nie wywołują większych niepokojów na rynkach finansowych. Kraj od 2001 r. pozostaje praktycznie poza światowym rynkiem finansowym, a polityka gospodarcza nie ułatwia jego ponownej integracji z rynkami.

Dla nas to nie ma najmniejszego znaczenia, to izolowany przypadek, inaczej niż Lehman Brothers, który coś mógłby rozpocząć, coś szerszego. To są dwie zupełnie odmienne sytuacje – uważa Kuczyński.

Czytaj także